Zadano mi niedawno na IG intrygujące pytanie nad którym przyznam myślałam kilka dni – “Martyna weź porównaj swoje życie w Maroku z tym co miałaś w Polsce!”. Enigma, temat rzeka. Pomyślałam jednak głębiej i postanowiłam odnieść się do kultury oraz zwyczajów tych dwóch krajów. Opowiedzieć o tym co mnie drażni, a co zachwyca, co bym zmieniła i co zmiksowała ze sobą by stworzyć twór idealny pod siebie..

~moja mała utopia

Umówmy się! W świecie nie istnieje coś takiego jak kraj idealny, życie pozbawione wszelkich trosk. To strasznie utopijne myślenie, gdy zakładamy, że w jakimś miejscu na ziemi pozbędziemy się totalnie wszystkich problemów. Choć to fakt, że w niektórych miejscach żyje nam się łatwiej, to jednak nie znaczy iż to życie będzie zawsze usłane różami. Tam po prostu skala naszych trudności jest inna, przez co nie odczuwamy ich aż tak mocno i żyje się prosto, nieskomplikowanie.

Im dłużej przebywam w Maroku tym bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że trzeba dorosnąć i okryć się twardym pancerzem by już bardziej świadomie dokonywać wyborów. Naiwność oraz złudzenia mogą nas zgubić, a moja nadwrażliwość i empatia naprawdę utrudnia życie.

Nie tak dawno zrozumiałam jak bardzo człowiek może przywiązać się do danej lokalizacji. Po powrocie do Maroka doszło do mnie, że dom to nie tylko miejsce gdzieś tam na mapie, a przede wszystkim to ludzie, którzy nas otaczają. To emocje, które towarzyszą nam w codziennym egzystowaniu.

~życie na stereotypach

Porównanie do siebie życia marokańskiego i polskiego to ogromne wyzwanie, no bo jak porównać na pierwszy rzut oka dwa totalnie inne światy. Myśląc jednak odrobinę dłużej zdałam sobie sprawę, że do tematu podejdę dwojako – i ja miałam okazję spędzić trochę czasu oraz zapuścić korzenie w Maroku, jak i mój narzeczony odwiedział już Polskę. Był, widział i wiele zrozumiał, dlatego też nasze kłótnie już nie są tak ostre a rodziny stały się bardziej tolerancyjne. Zrozumieliśmy wiele wątków naszej odmienności doświadczając pewnych sytuacji, a nie tylko czytając lub słuchając o tym “jak jest w tym innym kraju”.

Paradoksalnie marokańczycy moim zdaniem nie różnią się aż tak od polaków, i w obu światach odnaleźć można dobre i złe aspekty życia. Sami ludzie są z reguły pracowici oraz oddani rodzinie czy religi.

W sumie jak wszędzie. Nie jestem zwolenniczką opowiadania o stereotypach, wolę mówić o innych narodowościach biorąc pod lupę ludzi różnej maści, z odmiennymi poglądami czy zdaniem. Krzywdzące według mnie jest dla przykładu stwierdzenie “marokańczycy są tacy i tacy”, gdyż każdy z nich to człowiek często o nie tak zbieżnej historii oraz marzeniach. Nie zapominajmy, że jesteśmy różnymi ludźmi i różnych rzeczy pragnieniu od życia!

Nie powinnyśmy wrzucać wszystkich do jednego wora z nalepką kraju pochodzenia, bo naprawdę możemy stworzyć w swojej głowie uprzedzenia i bariery, które uniemożliwią nam prawdziwe poznanie innej kultury. Bądźmy otwarci, sprawdzajmy co jest dla nas samych dobre i wtedy nawet zasadą prób i błędów wykreujmy własną przestrzeń.

~co urzekło mnie w Maroku

To co mnie przyciąga jest tym co rzuca się w oczy zaraz po dłuższym przebywaniu w kraju. Mianowicie, życie we wspólnocie i troska o siebie nawzajem. I choć z początku całkowicie nie rozumiałam tej zależności to jednak po zamieszkaniu w domu rodzinnym mego wybranka szybko zmieniły się moje priorytety. Inaczej bowiem było mi mieszkać w Maroku w wynajmowanym mieszkaniu, w dość turystycznym mieście, a inaczej w tradycyjnym marokańskim domu na obrzeżach gdzie turyste spotkać można tylko kilka razy do roku.

Jestem osobą niezależną, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Lubię mieć komfort posiadania niektórych rzeczy i nie do końca rozumiałam zawsze potrzebę dzielenia się. O tyle o ile w mieszkaniu prowadziłam tryb życia na swoich zasadach to w marokańskim domu zostałam poddana wielkiej próbie i musiałam schować całkowicie swoje ego do kieszeni. Nie zrozumcie mnie źle ale.. w większości krajów europejskich jeśli coś od kogoś chcemy pożyczyć bądź zabrać, to z grzeczności pytamy o zgodę. Tutaj takich konsultacji nie ma i raczej nie będzie, gdyż każdy dzieli się tym co posiada. Logicznym jest, że jeśli postawimy swoje kosmetyki do wspólnej łazienki to będą one używane przez inne kobiety, a gdy kupimy sobie dla przykładu jogurt ( w domyśle na śniadanie następnego dnia) i zostawimy go w lodówce to ktoś może nam go zjeść w przypływie nagłego uczucia głodu.

Dla mnie marokańskie życie pełne jest kompromisów, to droga do znalezienia się pomiędzy moimi pragnieniami a pragnieniami ludzi którzy mnie otaczają.

Życie we wspólnocie, w której zwrot “mój/moje” nie istneje jest ciężkie, bo należy wyzbyć się przywiązania do rzeczy materialnych. Ze mną, jako z europejką, z początku i tak obchodzono się jak z jajkiem, jednak już po pierwszej wspólnej imprezie rodzinnej bariery prysły jak bańka. Byłam członkiem rodziny, byłam członkiem wspólnoty i musiałam dopasować się do ich reguł funkcjonowania!

Drugą kwestią, która mnie miło zaskoczyła jest troska i dbanie o dobro innych. Nie chodzi tu bynajmniej o opiekę nad rodziną, a także o jakąś taką zbiorową odpowiedzialność i dopatrywanie ludzi z najbliższej okolicy. W Polsce mam wrażenie, że wraz z rozwojem kraju i pozbyciem się naleciałości komunizmu każdy zaczął budować wokół siebie mur. Mieszkając w większym mieście rzadko znamy swoich sąsiadów, a już całkowicie niedorzeczne jest czasem pomaganie zwykłej osobie z ulicy. Wiele razy spotkała mnie na ulicach zawiść i obrzucanie błotem, zamiast współczucia oraz wyciągnięcia ręki w geście zwykłej pomocy. W Maroku przez życie we wspólnocie, w której prawie każdy każdego zna, te sprawy mają się nieco inaczej. Tutaj w sytuacji podbramkowej możemy znaleźć wsparcie, jak choćby wtedy gdy sama po ciemku wracałam do domu i zaczął zaczepiać mnie nachalnie obcy mężczyzna. Zaraz podbiegło do niego kilku innych i oswobodzono mnie z jego natrętności. Natomiast, gdy podobna sytuacja miała miejsce w polskim tramwaju ludzie tylko patrzyli spod łba, czuć było znieczulice i strach.

Innym przykładem może być zwykła troska o sąsiadke, dla której społeczność z dzielnicy robi składkę na jedzenie czy odnowę dachu domu. Należy mieć na uwadzę fakt, że marokański system nie wspiera aż tak mocno ludzi biednych, zatem wspólnota dba o dobro wszystkich. W Polsce myślę, że wiele osób ze zwykłej zazdrości nie wyciągnie ręki do obcej osoby, myśląc ukradniem że jest ona winna sytuacji, w której się znalazła.

wspólne posiłki to też coś pięknego

Prócz tych dwóch w miare oczywistych kwesti, jest też poczucie czasu. Wiele osób idzie utartym szlakiem stareotypu, że Marokańczycy to spóźnialskie bestie. Znów krzywdząca nalepka przyklejana na cały kraj, podczas gdy poznałam już wielu którzy cenią sobie bycie na czas bardziej niż europejczycy. Jednak umówmy się, to południowcy! Ludzie żyjący przez ponad 300 dni w roku w ciągłym palącym słońcu. Oczekiwanie od nich bycia ciągle poważnymi i zawsze na czas jest moim zdaniem lekko niedorzeczne. Tak samo jak Hiszpanie, Portugalczycy, Włosi czy Grecy.. Marokańczycy nie będą pracować w najgorszym upale czy wolą żyć w nocy, podczas gdy temperatura staje się znośna niż załatwiać sprawy w ciągu dnia.

Moje życie w Polsce obarczone było wiecznym harmonogramem, z godziny na godzine planowałam i rzucałam się w pęd wiedząc, że tracę poczucie czasu. Miałam wrażenie, że choć jest go dużo to wciąż za mało! Tutaj natomiast zazdroszczę ludziom tego, jakby “posiadania czasu na własność”.

Wszystko jest na spokojnie i powolutku. Można się odprężyć! Ja zdecydowanie zwolniłam i zaczęłam doceniać to co już mam, zamiast wciąż gnać przed siebie bez tchu oraz próbując dopaść ciągle to nowe pragnienia. To tutaj poczułam czym tak naprawdę jest wdzięczność.

~to co doprowadza mnie do szału

Jednak, by nie było tak pięknie. Maroko obarczone jest też naleciałościami, których nie do końca nadal jestem w stanie pojąc. Przez brak ich zrozumienia pojawia się też u mnie brak akceptacji ku temu zachowaniu. Idealnym przykładem jest wszechobecna wścibskość oraz próba układania komuś życia. Te dwa zachowania przenikają się ze sobą i w sumie mają wiele wspólnego z Polską.

Kojarzycie staruszki w oknach i typowy osiedlowy monitoring? W Maroku nie korzysta się z takiej techniki, jednak wprost idzie do kogoś i wyciąga informacje. Następnie daje radę i oczekuje, że osoba nie postąpi inaczej gdyż naraziłaby się na szerokie obgadywanie, czy jak w Polsce na typową zniewagę.

pamiętajcie, że faceci to często więksi plotkarze niż baby

Znaczna część Marokańczyków jest zwolennikami trzymania swojego prywatnego życia w ryzach domu, co bardzo mi się podoba. Raczej nie wynoszą oni ani czułości, radości czy złości na ulice. Wszystkie tego typu zachowania powinno zostać w związku między partnerami, nawet nie powinno zbytnio okazywać się za dużo przed rodziną. Problemy zostają w przestrzeni bezpiecznej czterech ścian, w której można się później dogadać. Niektórzy jednak przywdziewają maskę obłudy i tworzą idealne scenariusze dla swojego życia, opowiadając innym jakie to oni mają szczęście i czego posiadaczami są. Podczas gdy w praktyce totalnie ich życie toczy się inaczej. To śmieszne, bo bardzo łatwo można nabrać się na tego typu dość wiarygodne historie, a ich idealnym przykładem są tzw. wizowcy, którzy techniki manipulacji oraz kreaowania fałszywego wizerunku mają opanowe do perfekcji.

~ wizja Starego

No i tutaj dochodzimy do etapu, w którym warto wspomnieć jak wygląda to z drugiej strony. Wielu Polaków, którzy wyprowadzili się za granicę potrafi tylko narzekać na rodzimy kraj, podczas gdy dla obcokrajowców jest to kraina mlekiem i miodem płynąca.

Stary wiele razy mówił mi, że w Polsce On widzi więcej perspektyw do życia. Więcej możliwości i opcji rozwoju. Tutaj by cokolwiek osiągnąć należy najczęściej mieć mnóstwo pięniedzy.

Jak łatwo można się domyśleć, wiele opcji zarezerwowanych jest odgórnie dla osób posiadających majątek. Brak programów socjalnych (w takiej skali jak w Europie) czyni paradoksalnie ten kraj biednym. Ludzie muszą żyć we wspólnotach, gdyż inaczej niektórym ciężko byłoby przeżyć. Brak emerytur odbija się na wielkości rodziny oraz umiejętności oszczędzania. Należy zadbać o to by mieć opiekę w dzieciach na starość oraz jakieś środki utrzymania. Ciężki dostęp do służby zdrowia i ceny podstawowych usług medycznych też niekorzystnie wpływają na poczucie bezpieczeństwa. To są aspekty systemowe, które utrudniają życie, lecz co z kulturą?

“Marty, ja to bym wolał żyć w kraju, w którym by nikt mi z butami do domu nie wchodził. Gdzie sąsiadka może mnie obserwować, ale nie będzie zaczepiać na ulicy i wypytywać o moją przyszłość, bądź oceniać mnie z góry. Jednak moglibyście nieco w tej Polsce wyluzować z punktualnością, jedna minuta spóźnienia nikogo jeszcze nie zabiła.. jesteście co niektórzy zbyt poważni, a życia nie trzeba brać aż tak na serio!”

~ to gdzie wolałabym być ?

Tak krótko podsumowując- żyje mi się w Maroku skromniej, spokojniej i chyba zaryzykuje stwierdzeniem, że na dzień dzisiejszy lepiej niż w Polsce. Nie jestem pewna czy to zasługa odnalezienia bratniej duszy i pokonywania problemów razem czy fakt, że od jakiegoś czasu męczyło mnie już życie w europejskim pędzie. Nie jestem zwoleniczką układania życia etapami: małżeństwo, dziecko, dom na kredycie. Wolę mieć poczucie luzu i swodoby.

Gdy trafiłam tu pierwszy raz to wcale nie chciałam wracać, choć zafascynowa byłam kulturą islamu oraz architekturą. Myślałam, że wszyscy w Maroku są dzicy i nieokiełznani. W sumie, nadal tak myślę, tylko pozwoliłam sobie wsiąknąć w to otoczenie i dostrzec również tą drugą stronę.

Pozwoliłam sobie zobaczyć jak większość się o siebie troszczy, jak rozwiązuje się problemy czy finalnie jak lekko beztrosko wychowuje się dzieci. Społeczeństwo potrafi się zjednoczyć, a nie będę ukrywać że w Europie już dawno tego nie odczuwałam. Ją pochłania pogoń za pieniądzem czy nowymi technologiami, a relacje międzyludzkie poszły w odstawkę.. Można mieć swoje grono znajomych czy rodzinę, ale poza nich ciężko jest wyjść i otworzyć się na obcych. Tutaj to obcych traktuje się na równi z rodziną.

Jak łatwo się domyśleć, najchętniej wzięłabym system jakiegoś europejskiego kraju z profitami i dodała do tego mentalność marokańczyków. Bynajmniej nie chodzi mi o to by leżeć, pachnieć i dostawać 500+ czy drugą trzynastkę. Jednak, by system w jakiś sposób pomagał kształcić oraz chronić zdrowie nawet najbiedniejszych. Najlepiej gdyby ludzie przestali patrzeć na siebie z zazdrością jak na wrogów, by dostrzegli, że nie trzymanie wszystkiego dla siebie a właśnie dzielenie się uszlachetnia oraz wzbogaca.. by przekonali się, że to nie pieniądz a człowiek jest najważniejszy!