Pierwszy raz trafiłam do Maroka w 2018 roku. Zrobiłyśmy sobie z dziewczynami objazdówke na własną rękę. Tylko my, plecaki i taki lekko egzotyczny kraj. Po kilku tygodniach spędzonych w północnej Afryce, wierzcie mi wcale nie miałam ochoty tam wracać. Nakręcona z początku na ten wyjazd byłam jak katarynka – czytałam, słuchałam, szukałam jak najwięcej informacji w przewodnikach oraz w internetach, a na miejscu finalnie wiele rzeczy mnie odrzuciło! Zatem, skąd wzięła się chęć powrotu ?

~ Tani Lot w nieznane

Podróżówałam mocno po Europie i odhaczone miałam już chyba co ciekawsze miejsca, a zwieńczeniem przygód w 2017 roku była wyprawa na południe Izraela. W moim życiu prawie każda zaskakująca przygoda zaczyna się od podróży, a kiedy raz wsiądziesz w pociąg czy samolot, bądź przepłyniesz się rejsem w nieznane i zasmakujesz świata to trudno jest wrócić i usiedzieć w miejscu. Był taki etap w moim życiu, kiedy normalnością było przebywanie w wynajętym mieszkaniu w Gdańsku tylko kilka dni w miesiącu, podczas gdy resztę spędzałam na tułaczce po świecie. Nadgodziny wyrobione w biurze wybierałam zawsze na miesięczne wyprawy a i mogłam nie raz zabrać laptopa by popracować zdalnie. Znajomi wiedzieli, że umawianie się ze mną z wyprzedzeniem nie ma sensu bo jeśli na horyzoncie pojawiła się opcja wyjazdu to pakowałam plecak i ruszałam w drogę. Spontaniczność – tak jednym słowem określiłabym siebie wtedy.

Po wielu pięknych miejscach, które odwiedziłam przyszedł czas na większą egzotykę. Miało być oczywiście tanio i dziko, miało być coś nowego i intrygującego – padło na Afrykę. Koleżanka, z którą wówczas podróżowałam zwiedzała już raz Maroko i mówiła :

Tam będzie nam dobrze! Jest super jedzenie, piękne krajobrazy, architektura która Ci się spodoba, mnóstwo fajnych miejsc do zdjęć i jest tanio. Super tanio..

Koleżanka jest fotografem, stąd zamiłowanie do miejsc, które idealnie wpasowują się w kadry, a i ja nie pogardzę pięknem “inności”. Ruszyłyśmy za jej głosem i pobukowałyśmy lot z Warszawy do Agadiry. Celem było zwiedzenie jak najwięcej, ale i urlop w tropikach, zatem padło na pierwszy tydzień w hotelu przy plaży. Dalej z południa poruszałyśmy się busami i pociągami na północ, zwiedzając Marrakesz, Rabat i Fez.

~Laseczki w podróży
Ekwipunek godny mistrza

Spakowałam się jak to mam w zwyczaju w bagaż podręczny, bo przecież z plecakiem zawsze wygodniej i łatwiej się poruszać. Zabrałam ze sobą dolary (które na lotnisku zaraz wymieniłyśmy na dirhamy), paszport, przewodnik i coś do picia, tak by nie ulec zatruciu już drugiego dnia.

Uprzedzono mnie wtedy, że blondynki nie mają łatwo podróżując bez obstawy faceta po muzułmańskim kraju, więc przefarbowałam włosy na ciemny brąz. Czy pomogło ? NIE.
Już po kilku dniach adoratorów było na pęczki – nawet trzynastolatkowie proponowali seks na plaży, uniemożliwiając nam swobodne korzystanie z plaż Agadiru. Przykuwałam wzrok jasną karnacją i niebieskimi oczami. Co więcej, ciemny brąz zaledwie w tydzień zmienił się spowrotem w blond dzięki palącemu słońcu. Skoro nie plaża to został basen przy hotelu, ale gdzie zjeść lokalnie? Wtedy z odsieczą przyszedł instagram i jeden z habisiów, którzy namiętnie wypisywali od pierwsze dnia dodawania zdjęć z nowej lokalizacji.

Zebrałyśmy rekomendacje i skierowałyśmy się na pomenadę gdzie gwar i tłok, wiele knajp zaprasza do siebie więc i my weszłyśmy tradycyjnie by zjeść pierwszy tajine oraz ochłodzić się miętową herbatą (atay).

moroccan tajine

~ Lekko straszna Nocna wizyta

Gdzieś tam w tych knajpkach minęłam się pierwszy raz ze Starym. Odnalazł mnie później po oznaczeniu lokalu na instagramie i zaprosił na kawę. Odmówiłam, ale tak zaczęła się nasza znajomość..

Jednak wracając do tematu – pierwsze kilka dni minęło bez dramatów, było miło i spokojnie. Było gorąco, smacznie i myślałam, że jestem w takim małym raju. Wywczas prawie idealny!

Prawie, bo akurat gdy najlepiej się bawiłyśmy w nocy do hotelu wtarnęło kilku facetów, którzy namiętnie dobijali się do naszego pokoju. Nie powiem, krew mi się lekko w żyłach zmroziła kiedy słyszałam to walenie i krzyki. Jednak było minęło, sprawę zgłosiłam na recepcję następnego dnia i zapanował spokój. Chwilę później wyjechałyśmy zwiedzać okolice miasta, pasmo gór Atlas oraz oazę Paradise Valley i jak zwykle krajobrazy wynagrodziły mi wszystko!

~ Nożownik w Czerwonej Medynie

Było Nam mało, jednak musiałyśmy ruszyć dalej. Ogarnęłyśmy pierwszy busik i zrobiłyśmy poranną przeprawę do Marrakeszu. Od samego początku wyjazdu planowałyśmy zatrzymywanie się w tradycyjnych marokańskich domach zwanych Riadami, więc znalazłyśmy jeden taki w samym centrum czerwonej Medyny.

Oczywiście jak tylko Marokańczycy zobaczyli lekko błakające się turystki schodzące z placu Jemma al-Fna w boczne uliczki to co chwilę ktoś podskakiwał do nas chcąc pomóc. Jest to stary dobry trik na przewodnika, który może nieuważnego turystę kosztować sporo pieniędzy i nieprzyjemności!

Tym razem jednak nie o oszustwach prosto z medyny, ale o tym że znów wdałyśmy się w głupią drame z nastolatkami. Nie dość, że chcieli wyłudzić od nas pięniądze, nie dawali nam wejść do Riadu to jeszcze na koniec kolejnego dnia spotkani ponownie na ulicy pocieli nam plecak nożem. Miałam wtedy wrażenie, że marokańscy chłopcy to rozwydrzone bestie, jednak teraz mam chyba większy żal do turystów, którzy przez lata przyzwyczaili Marokańczyków do pewnych standardów. Większość zrobi dosłownie wszystko za kilka euro, sugerując że my w Europie to mamy życie jak z bajki. Nie oszukujmy się, w Maroku luksusy przeplatają się z ubóstwem, a na ulicach spotkać można przeróżne osoby.

Marrakesz koniec końców wywarł ogromne wrażenie, nawet małe spięcia nie mogły zepsuć tego cudnego pozytywnego obrazu. Choć mimo, iż miasto zwiedzałam już chyba z 6 razy to nadal nie potrafię być w nim dłużej niż trzy czy cztery dni. Możliwe, że jest to zasługa położenia i braku dostępności do plaż, a może i przerasta mnie nadal ten chaos oraz przepych panujący na głównym placu oraz w Medynie.

~ Cukrzyca w Blue Kasbah

Odurzone typowym marokańskim stylem życia udałyśmy się do stolicy kraju, gdzie czekało nas zdumienie! Kolejny Riad pośrodku Medyny, jednak tutaj już nikt nawet nie ośmielił się Nas zaczepić. Już w sumie zaczynałam przyzwyczajać się do tego, że co chwilę ktoś mnie zagadywał i łapał za rękę, a tutaj cisza i spokój – każdy jakby dawał żyć spokojnie turystom. Ja nawet lubiłam sobie pogadać, dowiedzieć się czegoś i potargować, a tutaj sama musiałam inicjować interakcje.

Nasz Host wyjasnił nam, że Rabat żyje nieco innym życiem:
“Tutaj trzeba trzymać się restrykcji, tutaj wszystko jest pod okiem Króla!”

Coś w tym musiało być bo naprawdę poczułyśmy się jakby wolniejsze, ludzie nie przechodzili aż tak dziko przez ulice, a i samo miasto wyglądało na czystsze niż nasze poprzednie lokalizacje. Gdy rok później Król odwiedzał Agadir można było zaobserować to samo – miasto dosłownie jakby zmieniło się w swoją najlepszą werję. Wyczyszczono chyba każdy chodnik, porozwieszano flagi i pozasłaniano szpecące części miasta. Nagle zniknęło łapówkarstwo, a taksówki zaczęły się trzymać reguł jazdy i zwolniły.

W Rabacie dopadł Nas chyba największy gorąc tej podróży, więc po dokładnym zwiedzeniu całej niebieskiej Kasbah des Oudayas udałyśmy się do małej knajpki gdzie zamówiłyśmy Atay oraz przekąski. Jakie było moje zdziwienie gdy po jednym gryzie myślałam, że połamie sobie zęby – co jak co, ale Marokańczycy naprawdę wiedzą co to znaczy SŁODYCZ.

~ Królowa Dywanów w labiryncie

Krótko po przygodach w Rabacie udałyśmy się pociągiem do ostatniego miasta naszej podróży i do pierwszej stolicy kraju – Fez. Z dworca położonego w nowszej części miasta wytargowałyśmy taksówkę na skraj Medyny El-Bali by udać się do ostatniego zabukowanego domu. Tutaj nikomu się nie śpieszyło, a i kilka dni z rzędu zaraz obok odbywało się typowe marokańskie wesele.

Medyna Fez w całości wyłączona jest z ruchu drogowego, jednak jest o tyle ciekawym tworem iż w różnych porach dnia niektóre uliczki są zamykane, co jak się można domyśleć utrudnia poruszanie. Turyści nie mają łatwo gdy GPS gubi się w wąskich uliczkach przez które przechodzi tłum ludzi oraz osły niosące asortyment do sklepów na souk’u.

Przez całą podróż od Agadiru w mojej głowie tliła się wizja przewozu do Polski ręcznie utkanego dywanu. Tak drugiego dnia zaraz po wizycie w garbarnii zostałyśmy wprowadzone do jednego z Pałacu Dywanów.

Odezwało się tam moje alter-ego Grażyna, która wynegocjowała dobrą cenę i dowiedziała się, że
“Wy Polacy to wiecie jak się targować w Maroku, inni to po prostu przychodzą i kupują nieważne co im powiem”

Dywan kupiłam za pół ceny, śmiejąc się że tylko Alladyna mi brakuje. Choć spakowano mi go idealnie próżniowo w malutką paczuszkę to i tak zajął połowę plecaka w locie powrotnym, a moje buty i ubrania zostały w Fez. Gdy na lotnisku w Londynie wypakowywano mi plecak bo różowa glinka zapiszczała na bramkach, modliłam się by nie dokopano się do dywanu – cło bowiem było wyższe niż jego cena!

~ od Fascynacji do Uwielbienia

Zatem czemu padło na Maroko? Od dziecka zafascynowana jestem kulturą i sztuką, jestem fanką starożytności i wszystkiego tego co dziwne oraz niespotykane. Cała architektura islamu wzmaga bardzo moją pasję malarską, zatem gdzie jak nie u korzeni najlepiej jest sięgać inspiracji !

To prawda, że przepiękne widoki, nieziemska architektura i marokański styl bycia przeplatają się z biedą, brudem oraz oszustwem. Jednak jest w tym życiu coś czego brakuje mi w Polsce..

Gdy w 2019 roku wróciłam do Agadiru na umówioną wcześniej kawę to dopiero będąc tam jako towarzyszka lokalsa poznałam drugą stronę kraju. Nie turystyczną, nie pełną przepychu i nie zakłamaną pod publikę. Poznałam tą prawdziwą pełną gościnności i wyczuwalnego luzu. Tam nikt się nie śpieszy, prawie nikt nie narzeka i nie marudzi.. Ludzie żyją razem, pomagając sobie wzajemnie i troszcząc się o najbliższych! Żyje się chwilą ulotną i momentami, jest się tu i teraz.

2 komentarze

  1. Pierwsza!!!
    Fajnie się czyta, mam nadzieję, że opiszesz więcej swoich wizyt w Maroku!
    Poza tym super to wygląda, ładny, przejrzysty format, super pomysł z tymi zaakcentowanymi fragmentami 🙂

    1. Zdecydowanie , tak!
      tutaj tylko w skrócie próbowałam opisać pierwsze zetknięcie się z tym krajem, a na swoją publikację czekają jeszcze posty z całego mieszkania i dalszego podróżowania po kraju 🙂
      miło mi, że Ci się tu podoba – jako od doświadczonego blogera taka opinia jest na wagę złota!

Możliwość komentowania jest wyłączona.