Wylądowaliśmy.

Jadę do marokańskiego domu i chłonę wszystko wokół. Palmy wszędzie gdzie się obejrzę, gorące zastygłe powietrze, gnawa lecąca w radio i kobiety pozakręcane w kolorowe chusty. Przyglądam się budynkom, które swym kształtem przypominają te stawiane w grze The Sims na szybko bez wykończenia. Często z otwartym tarasem na górze, na którym można dobudować kolejne piętro kiedy się zechce. Jest jedenasta, wieczór w pełni, ale nikt nie śpi. Wszystkie knajpy przy drodze zapełnione ludźmi. Głównie mężczyznami, którzy wyszli spotkać się ze znajomymi przy szklaneczce dobrze znanej atay czy pooglądać wspólnie (acz osobno) telewizję. Miętowa herbata nocą leje się nieprzerwanymi strumienia w ten czas, a wielu łaknie kontaktu po całym dniu postu.

Ramadan.

W trzecim dniu tego wyjątkowego miesiąca hidżry, powitał nas na niebie księżyc przypominający świeżo upieczonego croissant’a. Kupowanego tak chętnie przez Marokańczyków na śniadanie. W końcu musi być na słodko, z serkiem topionym kiri kiri i dżemem truskawkowym. Lub z naturalnym masłem, zamoczonym w oliwie. Trochę francusko, bo w końcu nadal w pełni nie wyzbyliśmy się kolonialnych czasów. Ślinka leci na samą myśl o tym rogaliku, gnamy więc do domu. Czym prędzej marząc by wspólnie z resztą domowników zasiąść do stołu. Post przerywaliśmy bowiem sami w samolocie. Tak wypadał iftar, zgodnie z regułą gdzie zaczniesz pościć tam też kończysz*. Teraz czas na następny nocny posiłek. Już wspólnie z rodziną, przy jednym stole z jednego talerza. Wszyscy wokół będziemy jeść palcami pomiędzy khobz wkładając kawałki tajina z kurczakiem. Jest radość w oczach i wdzięczność z bycia razem, podczas gdy do szklanek leci przesłodki napój hawaii imitujący mieszankę fanty z innymi kokosowymi nutami. Tego czaru nic nie przebije.. wybraliśmy sobie idealny moment na zwolnienie z życiem i powrót do najważniejszych rzeczy. Do rodziny.

*podróżując nie pości się, my przełożyliśmy zatem nasze wyjazdy na nocne godziny, byśmy mogli normalnie pościć

Witamy znów.
Po raz drugi już w tym roku, bez biletu powrotnego i sprecyzowanego planu, witam się z Tobą w Maroku. Pierwszy raz zapowiadał się szczęśliwym ogłoszeniem mojego błogosławionego stanu, a zakończył dość nieoczekiwaną oraz szybką ewakuacją po wizycie w klinice ginekologicznej. Bez wtajemniczania się – straciliśmy drugą ciąże. Teraz po dwóch miesiącach, mówimy razem: “nie ma tego złego”. Chyba dość szybko pozbieraliśmy się po nieszczęśliwym wydarzeniu. Trochę w myśl marokańskiej filozofii “jak Bóg da, tak będzie”. Skoro tym razem jednak zabrał, to znaczy, że to nie ten czas i nie to miejsce.

Teraz jesteśmy tu.

Mamy siebie. Tworzymy rodzinę, niemniej pełną, nad którą należy się pochylić i o nią zadbać, zawsze i wszędzie. Ostatnie miesiące dawały nam bowiem nieźle w kość. Jednak w tym roku zrywamy złe więzi. Odcinamy się definitywnie od toksycznych ludzi, pomysłów, realizacji i planów. Nie idziemy w to co nie rezonuje z naszym podejściem do życia, poglądami czy w ogóle – po prostu z nami. Nic na siłę, wszystko w swoim tempie. Nie musimy się z nikim ścigać, ani nikomu nic udowadniać.

Nie masz dziecka – to nie pełny związek, ani prawdziwa miłość..
Nie masz swojego domu, tylko krążysz – to jak zadbacie z partnerem o stabilną przyszłość..
Nie planujecie niczego, a bierzecie się za firmę – to jak chcecie odnieść sukces..

Te zdania się przewijały w wielu wiadomościach. W rozmowach ze znajomymi, jak i nieznajomymi. A my zwyczajnie.. mamy siebie nawzajem, nie żyjemy na żadnym kredycie i lubimy lawirować pomiędzy. Firmę też chcemy prowadzić po swojemu, nie oglądając się na innych. Zachwiałam się nie powiem, kilka razy próbowałam ścigać ideał, który nie był moim. Upadłam sromotnie walcząc z biurokracją, bo jak Grażyna nie chciałam zapłacić tylko robić sama. A i zatraciłam motywacje do czegokolwiek, wpędzając siebie samą w pułapkę oszusta. Myśląc, że nie jestem w stanie nic sensownego oraz dobrego przekazać światu, a moje doświadczenia są niczym ważnym. Ten perfekcjonizm.

Życie w dobie mediów społecznościowych, gdzie dobre goni jeszcze lepsze, a to lepsze nigdy nie jest dobre.

Teraz odnajduje siebie.

Pomalutku znów rozumiem, że życie jest za krótkie by się wiecznie ścigać. Kreuje więc swój głos wśród tłumów na nowo. Bez walki o miejsce, stojąc na uboczu i mówiąc co mi się podoba.

Odkąd w 2021 roku przeniosłam się na trochę do Polski by spełniać zawodowe marzenia, moje pobyty na krócej lub dłużej w Agadirze nabrały innego wymiaru. Szala czasu przesuwała się na korzyść jednego bądź drugiego kraju, choć z całą pewnością walczyliśmy razem ze Starym o to by mieć później w życiu ciut lżej. Zainwestowaliśmy swój czas oraz pieniądze w kilka projektów, co niestety przełożyło się na mój czasu pisania i kreatywnego tworzenia. Zmieniła się moja codzienność i ta strona także. Przyjęła inny wymiar, bardziej poradniczy – mniej osobisty. Czas jednak wrócić z osobistymi wywodami i relacjami z życia.

nowy stary dom i nowi acz starzy my

W końcu blog jest osobliwym pamiętnikiem. Zbiorem refleksji i moich przeżyć, a nie tylko stroną stojącą jak witryna sklepowa. Choć znajdziesz tu sporo porad oraz ciekawostek, chcę by znów było tu więcej “mnie”. Bywa bowiem tak, że uzewnętrzniam się na tej stronie, gdyż lubię jak osoby mnie czytające są na bieżąco z życiem jakie prowadzę. Zatem tak, wylądowaliśmy znów w Maroku. Po ponad roku wojaży na dwa domy, z korzyścią na konto Polski. Ten 2023 rok zaczął się w Agadirze i mamy nadzieję, że będzie w większości toczył się też tu. Czas pokaże jak to wyjdzie w praniu, bo jak wiadomo – życie lubi pisać swoje własne scenariusze.

Dziś jednak ciekawa jestem czy tęsknił*ś za starą Mbelively? Pełną osobistych rozważań, na pierwszym planie ze swoimi rozterkami, a dopiero później turystycznymi wtyczkami..