Maroko już znaliśmy, w nim się nieco odnaleźliśmy. Zatem co dalej ? Przecież jeśli planujemy wspólne życie to wypada przedstawić ten plan również polskiej części rodziny, zwłaszcza że oboje nie lubimy robić czegokolwiek nie czując finalnej aprobaty rodziców..
~ wizowa udręka

Walka w ambasadzie o wizę trwała praktycznie od końca października. Ustalanie terminu, składania wniosku i wszystkie papierologie ciągnęły się niemiłosiernie.. Ja już miałam dość! Nerwy mi puszczały coraz częściej. Wybraliśmy loty na 22 grudnia z Marraakeszu do Warszawy, a przeciągnięte procedury wizowe spowodowały, że do prawie 20go nie wiedzieliśmy czy polecimy razem.

Moja mama wisiała ze mną non stop na telefonie, próbując pocieszyć i wesprzeć choćby dobrym słowem. Marokańska mama ciągle tuliła i mówiła, że wszystko będzie dobrze bo nieważne co się stanie, nadal będziemy razem “Inshallah” !

Finalnie wizy na wjazd do strefy Schengen nie dostaliśmy za pierwszym razem. Gdy pojechaliśmy do Rabatu po decyzje, okazało się, że Konsul wymagał od nas papierów dodatkowych odnośnie systemu podatkowego i rozliczeń Starego związanych z jego pracą. Papierów, które de facto są już od roku niezgodne z prawem marokańskim i On ich nigdzie nie dostanie.

Zaczęła się walka! Odezwała się we mnie zodialna lwica i pamiętam jak powiedziałam “DOŚĆ, JESTEŚMY W STOLICY KRAJU. Idziemy do prawnika”.

Od jednego Ministerstwa ds Zagranicznych, przez Ministerstwo Finansów i Urzędy Podatkowe, trafiliśmy do Urzędu zajmującego się dokładnie tym problemem, który mieliśmy. Wyciągnięto dla nas niezbędne wpisy kodeksu pracy i inne poświadczenie. Następnego dnia rano wróciliśmy do Ambasady Polskiej w Rabacie. Złożyliśmy odwołanie wraz z opisem naszej obecnej sytuacji i dokładnym planem podróży. Oczywiście skasowano nas podwójnie, ale trudno – czego nie robi się dla miłości, co nie?!

*o procedurach wizowych tutaj : https://mbelively.com/visa-from-morocco-to-poland/

~ all i want for xmas is YOU

Na ponowne rozpatrzenie naszej sprawy czekaliśmy kolejne dwa tygodnie, zatem gdy przyszedł dzień wylotu nie mieliśmy żadnym dobrych wieści. Wracałam do Polski sama. Rozgoryczona, zła i smutna jednocześnie. Było mi źle, bo chciałam te święta spędzić razem. Gwiazdka wraz jej tradycjami i całą tą otoczką rodzinną w moim polskim domu jest obchodzona tak z przytupem, bardzo mocno.

Strasznie lubię założyć tandetny świąteczny sweter, dzielić się opłatkiem i zajadać potrawami z całym kuzynostwem przy choince wypełnionej prezentami. Tylko opowiadająć o świętach nie można czuć w pełni tej atmosfery, a to nią chciałam podzielić się najmocniej ze Starym.

Dodatkowo Mama chciała poznać wybranka. Tata chciał pogadać o tym, czy faktycznie traktuje mnie poważnie i nie ograniczy przy pierwszej lepszej okazji. Chcieli zobaczyć w co się pakuje, wiecie jako najstarsza córka z rodu zawsze mam najtrudniej z pokonywaniem tych ich oczekiwań !

Ja, choć skrycie bardzo bałam się tego spotkania to chyba podświadomie długo na nie czekałam. Strach związany był jak wcześniej oczywiście z wyznaniem. Gdy poznawałam marokańską rodzinę to ja byłam tą osobą “z innego świata”, a teraz role miały się odwrócić. Choć moi rodzice nigdy nie dali odczuć mi, że robię coś źle i nie akceptują moich wyborów, to jednak ten strach jako wychowance dość mocno katolickiej rodziny siedział we mnie głęboko. Nie chciałam ich rozczarować.

Wigilia minęła nam wszystkim na wideokonferencji ze Starym. Wirtualnie przesłał buziaki i uściski. Nagle bum – przyszedł Pierwszy Dzień Świąt i telefon z samego rana ” DOSTAŁEM WIZĘ. Jestem spakowany, odbieram z Rabatu właśnie paszport. Szukaj mi lotu!”

Przedostanie się w przeciągu dnia przez pół Maroka to nie lada wyczyn, a gdzie tu jeszcze dalej powrót z Agadiru do Marrakeszu i kilka kolejnych godzin w samolocie. Wiedziałam, że pada z sił robiąc wszystko na gwałt, ale nie dał po sobie poznać jak bardzo jest zmęczony. W końcu po przebojach lotniskowych nadszedł ten upragniony moment gdy Stary stanął w progu Polskiego domu. Wszelkie obawy poszły w niepamięć, zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Moi rodzice przytulili Go na wejściu. Potraktowali jak własnego Syna, a ja czułam że to był najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam. Chwilę później nastąpił moment, w którym Stary bezgranicznie zakochał się w jarzynowej polskiej sałatce z majonezem.

~ NEW Year’s street dance

Całe święta spędziliśmy w domu rodzinnym. Babcie jak i dalsza rodzina Go pokochała, pojawiło się wiele oh i ah jaki to On super. Cieszyłam się ogromnie nieświadoma tego co miało zdarzyć się później. Podczas jednego wieczoru, gdy siedzieliśmy wszyscy w salonie na dole Stary zszedł z góry z bardzo poważną miną. Wyciągnął kartkę i stanął jak słup. Zapytałam niezwłocznie o co chodzi, czy coś się stało? Co zepsułeś?

A w odpowiedzi dostałam “ciii, don’t ruin the moment”.
Wtem zaczął po polsku drżącym głosem pytać się mojego Taty czy odda mu moją rękę i obiecywać, że godnie zajmie się mną oraz otoczy opieką.

Wszyscy zamilkli. Ja nie wiedziałam co właśnie się odjaniepawliło, a mój Ojciec tylko wstał przytulił go bardzo mocno i ze łzami w oczach powiedział “TAK, witam w rodzinie!”. Wisienka na torcie, prawda? Nie mogłam wymarzyć sobie piękniejszych świąt, a gdzie tu jeszcze podróż po Polsce, którą mieliśmy w planach oraz małe sylwestrowe szaleństwo..

To był ważny moment już nie dla mnie, bo jakoś rodzice od dawna wiedzieli o zaręczynach, ale dla Starego to był punkt honoru. Chciał zrobić wszystko zgodnie ze standardami, które panowały w szarym polskim świecie. Na moich rodzicach zdecydowanie zrobiło to duże wrażenie i tylko utwierdziło w tym, że on naprawdę kocha. Wiecie jak to jest..

Once bitten and twice shy I keep my distance But you still catch my eye.. Last Christmas I gave you my heart !!!🖤

Dobra koniec tego dobrego. Spakowaliśmy się, wzieliśmy moją najmłodszą siostrę ze sobą i pojechaliśmy do Gdańska. Z racji tego, że chciałam wejść w Nowy Rok dość spokojnie to postawiliśmy w sumie nie ruszać się z domu. Jedyna opcja wyjścia pojawiła się o 23, gdy zadzwonił przyjaciel by skoczyć na imprezę uliczną. Koncert na Skwerze w Gdyni to było to! W Maroku nie obchodzi się tak hucznie tego dnia, zatem doświadczenie takiego pożegnania roku było super opcją pokazania tej innej kultury. Fajerwerki były czymś cudownym w jego oczach, a wstrząśnięty niemieszany bezalkoholowy piccolo wylądował wszędzie tylko nie w buzi.

Końcówka 2019 roku była spełnieniem skrytych marzeń, a początek stycznia przywitał nas pięknym różowo-pomarańczowym zachodem słońca na plaży w Brzeźnie. Staremu nawet podobno nie było aż tak zimno, nosił jedynie kalesony od mojego Taty i dwie pary spodni na raz na sobie. Wciąż upierając się, że tylko czapka i rękawiczki są mu potrzebne do przeżycia! Oczywiście będąc w Polsce zrozumiał dopiero dlaczego nabijam się z Marokańczyków, którzy noszą przy 15-20 stopniach kurtki zimowe twierdząc “ale przecież jest ZIMNO”.

A na koniec ciekawostka odnośnie par, z mojego styczniowego postu na instagramie.
Wiedzieliście o tej zależności?